Czasami bywa tak, że spędzamy urlop w jedyny sposób jaki znamy i być może nie wiemy, że można inaczej. Może po prostu nigdy nie przyszło nam do głowy, że te piękne kurorty wypoczynkowe stwarzają nam jedynie iluzje wolności, przestrzeni i przygody.
No bo jakaż to przestrzeń jeśli masz tylko 3 metry kwadratowe na plaży wśród gąszczu leżaków? Jakaż to wolność jeśli musisz być w stołówce o określonej godzinie na posiłek?
Jakaż to przygoda pić codziennie drinka z parasolką, smażąc się w słońcu całymi dniami?
Czyż ta rutyna nie stanie się szarą codziennością już po dwóch dniach?
Jednak jeśli komuś to odpowiada to nie ma w tym nic złego. W końcu każdy jest inny a więc nic nie narzucam.
A co jeśli taka forma wypoczynku nas nie bawi?
Co jeśli znudzeni codziennością potrzebujemy doświadczać mocniejszych wrażeń?
Co jeśli mamy naturę nieustannego poszukiwacza przygód i odkrywcy?
Co jeśli nasza niespokojna dusza nigdy nie śpi?
Co jeśli poszukujemy prawdziwej wolności, przestrzeni, satysfakcji, natchnienia, inspiracji, ciszy, spokoju i samotnych chwil z dala od tłumów?
Gdzie ich szukać? Dokąd się udać i jaki obrać cel?
Proponuje wybrać się na włóczęgę po magicznych zakątkach świata dostępnych jedynie dla wytrwałych. Norwegia jest jednym z takich miejsc.
Dlaczego tak sądzę?
Już opowiadam.
W Norwegii widoki są tak zachwycające, że latem nawet słońce nie śpi podziwiając piękno majestatycznych fiordów, które swoją potęgą onieśmielają, przerażają i jednocześnie fascynują każdego wędrowca, który odważy się z nimi zmierzyć. Najbezpieczniej jest wybrać się na wyprawę w okresie letnim, bo wtedy słońce pójdzie z Tobą o każdej porze dnia i nocy. I może jedynie czasami przymknie powieki na kwadrans lub dwa, lecz już po chwili znów oświetli nam drogę złocistymi promykami wypuszczanymi spod powiek horyzontu. Zwykli śmiertelnicy nazywają to zjawisko białymi nocami.
Norwegia to świat, który sprawia wrażenie istniejącego w innym wymiarze. W świecie, gdzie przy asfaltowej drodze napotykamy znak „Uwaga trolle” a w oknach wystaw sklepowych zamiast informacji o godzinach otwarcia możemy znaleźć powiadomienie, że psom i trollom wstęp wzbroniony. Zamiast monumentów sławnych ludzi ujrzymy tu posągi wesołych trollów, które przywitają Cię z otwartymi ramionami. I wzbudzą w Tobie podejrzenia, że dziwna, włochata postać przemykająca się ukradkiem pomiędzy uroczymi, drewnianymi chatkami z dachami porośniętymi trawą to prawdziwy, legendarny troll zamieszkujący nieziemsko piękne doliny rozciągające się pomiędzy norweskimi fiordami, na których wszystko toczy się własnym torem, pozbawionym jakiejkolwiek logiki.
Norwegia to świat, który sprawia wrażenie istniejącego w innym wymiarze. W świecie, gdzie przy asfaltowej drodze napotykamy znak „Uwaga trolle” a w oknach wystaw sklepowych zamiast informacji o godzinach otwarcia możemy znaleźć powiadomienie, że psom i trollom wstęp wzbroniony. Zamiast monumentów sławnych ludzi ujrzymy tu posągi wesołych trollów, które przywitają Cię z otwartymi ramionami. I wzbudzą w Tobie podejrzenia, że dziwna, włochata postać przemykająca się ukradkiem pomiędzy uroczymi, drewnianymi chatkami z dachami porośniętymi trawą to prawdziwy, legendarny troll zamieszkujący nieziemsko piękne doliny rozciągające się pomiędzy norweskimi fiordami, na których wszystko toczy się własnym torem, pozbawionym jakiejkolwiek logiki.
Im wyżej się pniemy tym stają się one bardziej nieprzewidywalne, brutalne, wręcz groźne.
A pomimo tej grozy krajobrazy ukazujące się naszym oczom to widoki bezcenne, czyste piękno, które chłoniemy wszystkimi zmysłami. Pniemy się do góry, coraz wyżej i wyżej. I ku naszemu zdziwieniu zaledwie w ciągu jednego poranka doświadczamy wszystkich czterech pór roku. Rozpoczynając wędrówkę o świcie ciepłe podmuchy letniego wiatru łagodnie muskają kosmyki włosów niesfornie opadających na rozpalone, podekscytowane przygodą czoło. Zanim jednak zdążymy się nacieszyć ciepłem to napotykamy roztańczone, brunatne liście wirujące wokół nas napędzane przez zimne podmuchy wiatru. Kolorowe, jesienne liście w swojej tanecznej poezji zaklinają zimną mżawkę o przybycie. Z każdym krokiem zaczyna się robić coraz bardziej ślisko, stromiej, trudniej, zimniej. Obiema dłońmi trzymamy się mocno grubych łańcuchów, które szarpią materiał rękawic i wbijają się w dłonie. Aż w końcu docieramy do miejsca, w którym kończą się łańcuchy. Od tej pory trzeba radzić sobie samemu.
Zaczyna się nierówna walka: kolosalny fiord i my – malutkie, bezbronne ludzkie istoty z wyolbrzymionym ego, które każe nam zmierzyć się z olbrzymem tysiąc razy potężniejszym niż my. Jakimś dziwnym trafem coraz bardziej wchłaniamy potęgę, waleczność i odwagę jaką emanuje to miejsce. Gdzieś z oddali dochodzą nas odgłosy natury, w których rozróżniamy szum leniwego strumyku, bulgot zburzonego wodospadu, chrzęst deptanego śniegu, śpiew wiatru, dźwięk dudniącego o kamienie deszczu i jakichś ponury odgłos przyprawiający nas o dreszcze strachu. Oczarowani tą magią, wsłuchani w tą przecudną melodię natury nie zauważamy jak znienacka swoim przybyciem zaskakuje nas zima. Mroźne powietrze szczypie w policzki, pod stopami trzeszczy gruba warstwa zdradliwego śniegu.
Dlaczego zdradliwego?
A dlatego, że nigdy nie wiadomo jak jest gruba i co kryje pod swoją białą powłoką. Zdarza się, że gruba warstwa puchatej, białej pierzynki zawieszona jest w powietrzu pomiędzy dwoma skałami. A może płynie pod nią tylko niewielki strumyczek bystrej wody.
Miałam tą przyjemność zapaść się w puchowej zaspie.
Ach cóż to była za przygoda!!!
Zaczyna się nierówna walka: kolosalny fiord i my – malutkie, bezbronne ludzkie istoty z wyolbrzymionym ego, które każe nam zmierzyć się z olbrzymem tysiąc razy potężniejszym niż my. Jakimś dziwnym trafem coraz bardziej wchłaniamy potęgę, waleczność i odwagę jaką emanuje to miejsce. Gdzieś z oddali dochodzą nas odgłosy natury, w których rozróżniamy szum leniwego strumyku, bulgot zburzonego wodospadu, chrzęst deptanego śniegu, śpiew wiatru, dźwięk dudniącego o kamienie deszczu i jakichś ponury odgłos przyprawiający nas o dreszcze strachu. Oczarowani tą magią, wsłuchani w tą przecudną melodię natury nie zauważamy jak znienacka swoim przybyciem zaskakuje nas zima. Mroźne powietrze szczypie w policzki, pod stopami trzeszczy gruba warstwa zdradliwego śniegu.
Dlaczego zdradliwego?
A dlatego, że nigdy nie wiadomo jak jest gruba i co kryje pod swoją białą powłoką. Zdarza się, że gruba warstwa puchatej, białej pierzynki zawieszona jest w powietrzu pomiędzy dwoma skałami. A może płynie pod nią tylko niewielki strumyczek bystrej wody.
Miałam tą przyjemność zapaść się w puchowej zaspie.
Ach cóż to była za przygoda!!!
Idąc po białej pokrywie, otuleni mleczno- białymi oparami gęstej mgły, z zamarzniętymi płatkami śniegu na rzęsach możemy poczuć się jak w krainie baśni. Nie widać nic na wyciagnięcie ręki. Idziemy na oślep, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok. Jakież to cudowne uczucie, gdy jesteśmy tylko my i gęsta mgła, która w swoich obłokach kryje ogromną przestrzeń, przepaść bez dna lub bezpieczny szlak.
Zima odchodzi tak samo niespodziewanie jak się pojawiła i oto wiosna rozwija u naszych stóp swój zielony trawnik. Ciepłym podmuchem łaskocze nasze zmarznięte policzki i roztapia zastygłe płatki śniegu na naszych rzęsach. Wraz z wiosną wkraczamy na fiord. Będąc na szczytach fiordów trudy wędrówki łagodnieją. Możemy sobie przyjemnie pospacerować, usiąść na skraju skały i całym sobą chłonąć tą niekończącą się przestrzeń, która hipnotyzuje swoim ogromem. Przestrzeń, w której oddychamy szczęściem a natchnienie nie zna granic. I gdy tak siedzimy wpatrzeni w tą bajeczną krainę to słyszymy nawoływania własnej duszy, która ku naszemu zdziwieniu tak bardzo się od nas różni. Ona jest wolna, szczęśliwa, radosna i pełna energii. Wsłuchani w jej szepty tak wiele dowiadujemy się o sobie. Chcemy być tacy jak ona, podążamy za nią, tak jak ona przeskakujemy głębokie pęknięcia między fiordami.
Zaznaczamy swoją obecność w tej magicznej krainie robiąc aniołka na błyszczącym się w słońcu śniegu.
Aż docieramy do wspaniałego miejsca, gdzie spełniamy kolejne z ogromnego stosu naszych marzeń. Docieramy do skały na wysokości 1100 metrów nad poziomem morza. Skała ta zwana jest Językiem Trolla (Trolltunga) i wisi 700 metrów nad wijącym się jak wąż jeziorem Ringedalsvatnet. Zjawiskowy widok wynagradza nam trudy kilkugodzinnej, wyczerpującej wędrówki. Zaspokaja nasz głód pięknych i niebanalnych widoków. Wystarczy usiąść na brzegu wiszącego głazu a cały świat legnie u naszych stóp w pokłonie wyrażającym szacunek dla naszej wytrwałości i odwagi.
Zaznaczamy swoją obecność w tej magicznej krainie robiąc aniołka na błyszczącym się w słońcu śniegu.
Aż docieramy do wspaniałego miejsca, gdzie spełniamy kolejne z ogromnego stosu naszych marzeń. Docieramy do skały na wysokości 1100 metrów nad poziomem morza. Skała ta zwana jest Językiem Trolla (Trolltunga) i wisi 700 metrów nad wijącym się jak wąż jeziorem Ringedalsvatnet. Zjawiskowy widok wynagradza nam trudy kilkugodzinnej, wyczerpującej wędrówki. Zaspokaja nasz głód pięknych i niebanalnych widoków. Wystarczy usiąść na brzegu wiszącego głazu a cały świat legnie u naszych stóp w pokłonie wyrażającym szacunek dla naszej wytrwałości i odwagi.
Każdego dnia doświadczamy innych przeżyć, które przyspieszają bicie naszego serca pobudzając całe ciało do zmysłowego doświadczania życiowej przygody.
Bo czymże jest życie, jeśli nie jedną wielką przygodą?
Po co mielibyśmy istnieć, jeśli właśnie nie po aby żyć chwilą, cieszyć się tym co mamy i doświadczać coraz to nowych doznań?
I to właśnie w poszukiwaniu nowych, ekstremalnych doświadczeń następnego dnia zmagamy się z grawitacją stając na zaklinowanym pomiędzy dwoma skałami głazie, który wisi nad 984 metrową przepaścią. Z miejsca tego możemy podziwiać imponujące, błękitne wody jeziora Lysefjorden. A jeżeli jeszcze mało nam wrażeń i tętniącej w żyłach adrenaliny to proponuje zrobić jaskółkę, aby poczuć się jak szybujący ptak na wolności.
W Norwegii jest wiele miejsc, które wywołują w nas dreszczyk emocji i przypływ pokładów pozytywnej energii. Każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli wolimy łagodne i niezbyt wymagające spacery to zawsze możemy udać się na Ambonę (Preikostolen) – jest to platforma skalna wznosząca się ok 604 metry nad cudnym fiordem. Można z niej podziwiać panoramę Lysefjorden. A po drodze będziemy mieli okazje, aby znów zakochać się w pięknym krajobrazie. Jeśli jednak będąc na Ambonie stwierdzimy, że wciąż mamy mało wyzwań to oczywiście możemy wybrać się na bardziej wymagającą wspinaczkę na skały znajdujące się nad Amboną.
Po co mielibyśmy istnieć, jeśli właśnie nie po aby żyć chwilą, cieszyć się tym co mamy i doświadczać coraz to nowych doznań?
I to właśnie w poszukiwaniu nowych, ekstremalnych doświadczeń następnego dnia zmagamy się z grawitacją stając na zaklinowanym pomiędzy dwoma skałami głazie, który wisi nad 984 metrową przepaścią. Z miejsca tego możemy podziwiać imponujące, błękitne wody jeziora Lysefjorden. A jeżeli jeszcze mało nam wrażeń i tętniącej w żyłach adrenaliny to proponuje zrobić jaskółkę, aby poczuć się jak szybujący ptak na wolności.
W Norwegii jest wiele miejsc, które wywołują w nas dreszczyk emocji i przypływ pokładów pozytywnej energii. Każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli wolimy łagodne i niezbyt wymagające spacery to zawsze możemy udać się na Ambonę (Preikostolen) – jest to platforma skalna wznosząca się ok 604 metry nad cudnym fiordem. Można z niej podziwiać panoramę Lysefjorden. A po drodze będziemy mieli okazje, aby znów zakochać się w pięknym krajobrazie. Jeśli jednak będąc na Ambonie stwierdzimy, że wciąż mamy mało wyzwań to oczywiście możemy wybrać się na bardziej wymagającą wspinaczkę na skały znajdujące się nad Amboną.
Jest to niezwykły kraj, który nie tylko zachwyca olśniewającymi tworami natury, ale także sprawia, że czas staje w miejscu a w związku z tym my czujemy się młodsi, silniejsi, odważniejsi, wytrwalsi i bardziej przebojowi. Jest jednak jedno niezwykle miejsce, gdzie doświadczamy podroży w czasie.
Mrukniecie, że przecież to niemożliwe, żeby cofnąć czas.
Możemy tu cofnąć się do epoki lodowcowej i dotknąć pozostałości prehistorycznego lodowca – Jostedalsbreen w dolinie Nigardsbreen. Zabezpieczeni i z odpowiednim sprzętem wyruszamy na spotkanie z tym wiekowym, fenomenalnym mistrzem dłuta, bo to właśnie lodowiec w swojej twórczości miliony lat temu wyrzeźbił krajobraz Norwegii. Ogromny, zimny, niebezpieczny, zdradliwy a zarazem niewyobrażalnie piękny wita nas ostentacyjnie mroźnym powietrzem na jednym ze swoich błękitnych ramion. Zaopatrzeni w raki mocno wbijamy ich kolce w ten niesamowity ogrom lodu. Odważnie przeskakujemy głębokie pęknięcia, schodzimy do niewielkich tuneli oddychając tym samych powietrzem co sam lodowy mistrz w nadziei, że nie pęknie, nie pochłonie nas w swoich głębokich, błękitnych czeluściach i nie przygniecie tonami twardego lodu. Serce nam wali jak szalone podczas tej wyprawy, kolana miękną przy najmniejszym potknięciu a dłonie drżą z zimna, pomimo że nasze ciało płonie w błogiej ekstazie zachwytu.
Błękitny lodowiec – jest on tak ogromny i potężny, że mógłby nas pochłonąć w sekundzie. Najstarszy włóczęga świata, który wędruje od milionów lat. Ciągle w ruchu, cały czas się przemieszcza, bo niesprzyjający mu zbyt ciepły klimat powoduje, że z każdym rokiem jest go coraz mniej. Wielki mistrz, światowy artysta, który stworzył cudowną krainę norweskich fiordów topnieje zamieniając się w błękitne jezioro.
Czyż to nie jest prawdziwe spotkanie z historią?


Kolejnymi cudami natury to kilku a często nawet kilkunastometrowe wodospady, w których zburzona woda kłębi się w szalonym pędzie w dół. Możemy się tylko domyślać, że owe wodospady niejedno w swoim istnieniu widziały i gdybyśmy tylko potrafili zrozumieć o czym one tak szumią całymi dniami to pewnie wiele byśmy się od nich dowiedzieli. Zapewne każdy z nich snuje opowieści o których nam się nawet nie śniło.
Norwegia to inny świat. Świat pełen ciszy, spokoju, piękna, magii i tajemniczych trollów. Nawet Święty Mikołaj wybrał doliny malowniczego Besseggen (1800 metrów n.p.m.) aby karmić tam swoje renifery.
A więc podczas aktywnej wyprawy na łono natury doświadczamy niezastąpionego uczucia wolności, spontaniczności i nadmiaru naturalnego piękna. Podczas trudnej wędrówki przekraczamy własne granice, stajemy się niezłomnymi zdobywcami, szlifujemy charakter i silną wolę, umacniamy się w swoich pasjach. Odkrywamy siebie i poznajemy własne możliwości, których czasami nie jesteśmy w pełni świadomi. Trudy wspinaczki wywołują w nas uczucie szczęścia, ładujemy się ogromem pozytywnej energii. Doświadczamy tak wielu emocji i przeżyć, że aż trudno to wszystko spamiętać. Ogromna satysfakcja jaką czujemy po takiej wyprawie towarzyszy nam jeszcze długo po powrocie. Przywozimy cały plecak wspomnień, które zostaną z nami na całe życie. A więc przyglądając się bliżej tejże wyprawie z czystym sumieniem możemy stwierdzić, że jest to taki wariant: All inclusive inaczej.
Czy w wakacyjnym resorcie wypoczynkowym spotkamy szalony wiatr lub gęstą, nostalgiczną mgłę?
Czy poczujemy smak przygody odkrywając nieznane miejsca?
Czy dotkniemy milionów lat historii?
Czy czeka nas spotkanie z doskonałym twórcą majestatycznych fiordów lub snującym dzikie opowieści wodospadem?
Czy jesteśmy w stanie doświadczyć przestrzeni na 3 metrach kwadratowych na zatłoczonej plaży?
I w końcu czy mamy jakiekolwiek szanse na spotkanie dziko pasących się reniferów?
No właśnie. Ja też myślę, że nie.
A więc czy ten błogi wypoczynek w resorcie nie stwarza jedynie iluzji przygody, wolności i oderwania się od rutyny?
A tak na marginesie dodam jeszcze, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Norwegia też ma swoją wadę: kradnie serca podróżników i namawia ich dusze do nieustannej włóczęgi. I znów trzeba będzie się udać na wędrówkę, aby spotkać się z własną, niespokojną duszą, której nawoływania znów słychać, ale o tym będzie innym razem.
Pozdrawiam
Aneta
Błękitny lodowiec – jest on tak ogromny i potężny, że mógłby nas pochłonąć w sekundzie. Najstarszy włóczęga świata, który wędruje od milionów lat. Ciągle w ruchu, cały czas się przemieszcza, bo niesprzyjający mu zbyt ciepły klimat powoduje, że z każdym rokiem jest go coraz mniej. Wielki mistrz, światowy artysta, który stworzył cudowną krainę norweskich fiordów topnieje zamieniając się w błękitne jezioro.
Czyż to nie jest prawdziwe spotkanie z historią?


Kolejnymi cudami natury to kilku a często nawet kilkunastometrowe wodospady, w których zburzona woda kłębi się w szalonym pędzie w dół. Możemy się tylko domyślać, że owe wodospady niejedno w swoim istnieniu widziały i gdybyśmy tylko potrafili zrozumieć o czym one tak szumią całymi dniami to pewnie wiele byśmy się od nich dowiedzieli. Zapewne każdy z nich snuje opowieści o których nam się nawet nie śniło.
Norwegia to inny świat. Świat pełen ciszy, spokoju, piękna, magii i tajemniczych trollów. Nawet Święty Mikołaj wybrał doliny malowniczego Besseggen (1800 metrów n.p.m.) aby karmić tam swoje renifery.
Czy w wakacyjnym resorcie wypoczynkowym spotkamy szalony wiatr lub gęstą, nostalgiczną mgłę?
Czy poczujemy smak przygody odkrywając nieznane miejsca?
Czy dotkniemy milionów lat historii?
Czy czeka nas spotkanie z doskonałym twórcą majestatycznych fiordów lub snującym dzikie opowieści wodospadem?
Czy jesteśmy w stanie doświadczyć przestrzeni na 3 metrach kwadratowych na zatłoczonej plaży?
I w końcu czy mamy jakiekolwiek szanse na spotkanie dziko pasących się reniferów?
No właśnie. Ja też myślę, że nie.
A więc czy ten błogi wypoczynek w resorcie nie stwarza jedynie iluzji przygody, wolności i oderwania się od rutyny?
A tak na marginesie dodam jeszcze, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Norwegia też ma swoją wadę: kradnie serca podróżników i namawia ich dusze do nieustannej włóczęgi. I znów trzeba będzie się udać na wędrówkę, aby spotkać się z własną, niespokojną duszą, której nawoływania znów słychać, ale o tym będzie innym razem.
Pozdrawiam
Aneta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz